Transcarpatia 2005.08.20 - 28

Spis treści

 

Piątek, 26 sierpnia - Przechodzimy w nadświetlną - 103 km/h.
Rabka - Zakopane - 64km.
Poza klasyfikacją.


Pobudka o godzinie 7. Zbieramy bety, kupa, mycie i do bazy. Dostajemy limitowane koszulki TC. Halo, Halo Franku odstępują mi część swojego pakietowego śniadania. Kombinuję sobie jeszcze jedną porcję i po obfitym obżarstwie przystępujemy do reanimacji zardzewiałego sprzętu. Jako szmaty używam gazy wyproszonej z karetki obsługującej imprezę. Przed startem cała transcarpacka załoga poobijanych górali robi sobie jeszcze zdjęcie pod pomnikiem Mikołaja. Tak naprawdę nie do końca pod, bo część osób siedziała mu na głowie. Mnie trafiło się ramię. Po powrocie do bazy logujemy się do systemu i ruszamy. Przejazd honorowy jest dość długi. Na ostro startujemy dopiero w Rabie Wyżnej. Etap zaczyna się od czterokilometrowego podjazdu grubym brukiem. Sypią się przekleństwa, narzekanie na bolące hemoroidy, kręgosłupy i odparzone dupska. Na szczycie Michał opatruje jednego z Amerykanów, który rozbija lekko kolano. Po krótkim przejeździe ścieżką wpadamy znowu na asfalt. Bardzo szybkie zjazdy krętymi asfaltami Podhala przypominają mi o wypadku na zjeździe do Krynicy. Nie przekraczam więc 70km/h i ostro hamuję przed każdym zakrętem. Sugerowaną trasę zamieniliśmy na asfalty, na których Michał z Mikołajem robią nam (mnie i Grzesiowi) niezły tunel. Prędkość na płaskim i pod górę oscyluje w granicach 35-40km/h. W terenie robimy tylko kilka kilometrów podchodząc do 4PK na Ostryż (1023m. n.p.m.) w towarzstwie tubylców. Następnie zjeżdżamy do wsi Dzianisz i długim asfaltem wjeżdżamy na Gubałówkę. Na szczycie euforia. Wiadomo, że była to ostatnia góra Transcarpatii. Po zrobieniu kilku zdjęć podjeżdżamy na 5PK i po obniżeniu siodła zaczynam zjeżdżać w dół. Mikołaj poszedł pierwszy. Ja już w zasadzie nie mam hamulców więc jadę ostrożnie nie przekraczając 40 km/h. Po kilkudziesięciu metrach zjazdu słyszę z tylu krzyk. Z gigantyczną prędkością mija mnie ktoś na fullu. Nie zdążyłem nawet zobaczyć koloru koszulki. Mijający turysta pyta mnie co nam leją do bidonów. Fakt. Rowerzysta pędzący w dół z taką prędkością wygląda na samobójcę. W pewnym momencie moja przednia grimeca wymięka. Klamka dochodzi do kierownicy bez żadnego efektu. Jadę na samym tylnym. Zaczynam pompować lewą klamkę, może jednak coś się stanie. Hamulec ożywa. Zjeżdżam do mety. Euforia, szczęście, łzy. 7 dni największego wysiłku, jaki przeżyłem, dobiega końca. Polewam tarcze wodą z bukłaka. Ktoś pomaga mi piwem. Płyny padając na tarcze hamulca odparowują w ułamku sekundy, jakby ktoś polał rozgrzaną do czerwoności patelnię wodą. Na ziemię spada tylko kilka kropel. Wszyscy zawodnicy witani są przez tego samego wariata z mikrofonem, który nawijał na starcie w Ustrzykach. Kto by pomyślał, że w ogóle dojadę? W Krościenku szczerze w to wątpiłem. Podbiega do mnie jeden ze Sfagrów. To ten wariat minął mnie na ostatnim zjeździe. Jego licznik zamknął się na prędkości 103 km/h. Jeden z zawodników łamie na ostatnich metrach obojczyk. Mimo to z ręką i barkiem w opatrunku jest ze wszystkimi na mecie. W burzy oklasków dojeżdżają Halo, Halo Franku, Supermenki i M&MS. Michał z Grześkiem zapraszają mnie na do siebie na wieczorne gitarowanie. Idziemy więc zjeść i popić wszystko solidnie piwem. Dzwonię jeszcze do znajomych, którzy mi kibicowali, po czym idziemy po plecaki. Okazuje się że nocleg mamy kawał drogi od mety - na stadionie w Kościelisku. Idziemy więc poboczem. Tam spotyka nas przykra niespodzianka ze strony organizatorów. Mija nas terenowy Nissan podwożący plecaki i na znaki aby się zatrzymali machają nam nieładnie i odjeżdżają. Niestety, za kierownicą nie siedział ani Woodi ani Marcin ani Paweł. Musieliśmy na nocleg dotrzeć piechotą. W schronisku robię sobie szybki prysznic w chłodnej wodzie. Pakujemy się w samochód znajomych i jedziemy na imprezę i dekorację zwycięzców. Nie będę dokładnie opowiadał co tam się działo. Był pryskający szampan, łzy, kupa śmiechu, browar lał się dość mocnym strumieniem a kiełbasa, bigos i kaszanka odbijały mi się jeszcze w drodze do Kielc. Z dekoracji również nie wróciłem z pustymi rękami. "Dyplom za dojechanie do mety pomimo wszystkich przeciwności losu". Bardzo cenna pamiątka z pewnością zawiśnie gdzieś w domu.



 

Transcarpatia 2005

Relację z wyścigu Transcarpatia 2005 napisana została w 2005 rok przez Kubę i umieszczona na oficjalnej stronie www.transcarpatia.org.

Zespół "Halo, halo Franku", czyli Ja i Michał pojawia się w tej relacji, jako że tam własnie się poznaliśmy.

Gwoli informacji dodam, że zespół "Halo, halo Franku" ukończył wyścig Transcarpatia na zaszczytnym 76 miejscu. Strat w ludziach i sprzęcie nie było (prawie :)

 

Piątek - 19 sierpnia

Kielce - Ustrzyki Dolne - 285km

Kobi (Michał Kobus - mój teamowy partner) urywa się z pracy, ja się pakuję. ...

więcej >>

Transalp 2007

To wyjazd w Alpy, prowadzący trasą najsłynniejszego wyścigu górskich rowerów. Po TC 2005 obiecaliśmy sobie, że już nie będziemy się ścigać, więc propozycja wyruszenia na trasę kilka dni po prawdziwym wyścigu była bardzo kusząca. Wyruszamy na trasę w dniu, w którym wyścig wjeżdża na metę nad jeziorem Garda we Włoszech. W czasie naszej wyprawy spotykamy na trasie ślady przejazdu wyścigu.

image008

więcej >>

Transalp 2012

Transalp 2012 - Garmisch-Partenkirchen - Riva del Garda  (400 km, 11 100 m przewyższenia)

Wyprawa zorganizowana i prowadzona przez Tomka Pawłusiewicza z transalp.pl

IMG 0856

więcej >>